Góry Mazury Morze Poland travel Polskie miasta Regiony Polski

Na Mazury i nad morze

Witam, dziś wędrujemy z Iką po Mazurach. Polecam się :) nadysłajcie teksty Wybraliśmy się na Mazury całą grupą. Wyjechaliśmy z Krakowa pociągiem. Przesiadaliśmy się w

Witam, dziś wędrujemy z Iką po Mazurach. Polecam się :) nadysłajcie teksty

Wybraliśmy się na Mazury całą grupą. Wyjechaliśmy z Krakowa pociągiem. Przesiadaliśmy się w Warszawie. Naszym celem była działka nad jeziorem, niedaleko Suwałk. Ładne, nieduże miasteczko, i piękne okolice. Szliśmy spory kawałek na nogach, aby dotrzeć na nasze pole namiotowe. Mieliśmy zająć prywatny plac kogoś z rodziny moich znajomych. Okazało się, że jest to kawał łąki, nad samym jeziorem. Na działce stał mały, drewniany domek letniskowy.

Miał dół i górę, gdzie można było spać. W domku zamieszkały dwie osoby, pozostali Sali w swoich namiotach. To było typowe miejsce, do leżenia, pływania, do prowadzenia biwakowego trybu życia. Jednak, jeżeli ktoś nie siedzi nad butelką piwa, jeżeli znudzi się opalanie i przebywanie w jednym miejscu – to znak, ze trzeba ruszać dalej. Inni pozostali na tej polanie, a ja i mój mąż postanowiliśmy zobaczyć większą część tej pięknej krainy, a nawet dotrzeć nad Bałtyk. Wyruszyliśmy w drogę stopem, z Suwałk, w kierunku zachodnim.

Pojechaliśmy stopem z Suwałk, do Olecka. Jednak trzeba pamiętać, że kiedy się jedzie stopem, nie trwa to tak szybko i sprawnie jak jazda pociągiem, autobusem, czy własnym samochodem. My wyjechaliśmy z Suwałk dość wcześnie, jednak przebycie odcinka z Suwałk do Olecka zajęło nam sporo czasu. Trzeba było łapać stopa na kilku drogach. Mieliśmy taki odcinek drogi, kiedy staliśmy przy pustej drodze krajowej, po której przejechał tylko jeden samochód i to nie w ta stronę, w którą chcieliśmy jechać. Była to droga prowadząca do Mrągowa. Ale po kolei.

Zanim dotarliśmy dalej, chcieliśmy zobaczyć rynek w Olecku, co nie było trudne. Właściwie, miliomy wszystko po drodze. Ten rynek jest duży – jest największym w Europie rynkiem o wymiarach 255x215x228x255 metrów. Został rozplanowany według zasad urbanistyki średniowiecznej: z naroży wybiegają po dwie ulice stanowiące przedłużenie pierzei rynkowych. Ten rynek nosi nazwę Placu wolności. Rynek od założenia miasta był ośrodkiem życia mieszkańców Olecka. Potem różne były jego dzieje: budynki spalono w czasie II wojny światowej, ale wielkość rynku i tak nie uległa zmianie. Jest tam stary ratusz, drewniany. Stoi on w alejce oddzielającej teren kościelny od parku. Pochodzi z 1818 roku. Z Olecka wyruszyliśmy stopem w dalsza drogę.

Teraz kierowaliśmy się w stronę Giżycka. Nie mogliśmy zbyt dużo chodzić z wszystkimi bagażami, widzieliśmy jednak po drodze różne zabytkowe kamienice z XIX wieku, a także Kościół ewangelicki – klasycystyczny z 1827 r. Nie zobaczyliśmy jednak Twierdzy Boyen. Jest ona obiektem fortyfikacyjnym i pochodzi z połowy XIX wieku. Jest tam również most obrotowy z tego samego okresu. Most jest nad Kanałem Łuczańskim. W Giżycku zaskoczył nas już prawie wieczór. Tam właśnie spotkała nas przygoda z brakiem środka lokomocji. Byliśmy na przystanku autobusowym, który był nieco daleko od centrum. Może teraz ta odległości nie byłaby taka straszna, jednak wtedy, z ciężkimi plecakami, odległości wydawały się nam spore. Tak wiec, stwierdziliśmy, że autobusu nie ma i jeszcze jakiś czas nie będzie, wiec poszliśmy na drogę krajową prowadzącą do Mrągowa. Tam jednak nie było ruchu. Jeden samochód. Staliśmy ponad godzinę. Już myśleliśmy, że trzeba będzie zostać na noc w tym ładnym, aczkolwiek nieznanym nam, miasteczku. Poszliśmy znów na dworzec autobusowy z nadzieją, ze może jednak coś będzie jechało w potrzebna nam stronę.

A to już wiesz?  Sposoby na tanie podróżowanie

Poczekaliśmy tam jeszcze trochę i w końcu wyruszyliśmy do Mrągowa. Dotarliśmy tam, kiedy było już zupełnie ciemno. Teraz już mogliśmy liczyć jedynie na pociąg. Dojechaliśmy więc do Olsztyna, a tam już czekaliśmy kilka godzin na pociąg, którym chcieliśmy dojechać nad morze. Tak dojechaliśmy do Gdańska. Nie zamierzaliśmy zostać w dużym mieście, więc zaczęliśmy się zastanawiać, nad jakimś dobrym miejscem. Kiedyś byłam w Białogórze i tak podobała mi się tamtejsza plaża z białym, drobnym pisakiem – ze bardzo chciałam tam znów pojechać. Pojechaliśmy do Wejherowa, albowiem stamtąd można dotrzeć do Białogóry. Jednak, kiedy dotarliśmy do Wejherowa, postanowiliśmy jednak nie jechać do Białogóry, lecz do Władysławowa. Tak więc trafiliśmy właśnie tam. Szukaliśmy jakiegoś pola namiotowego w niedalekiej odległości od morza, a równocześnie niezbyt blisko miasta. Pojechaliśmy nawet kawałek autobusem poza miasto. Tam, po drodze, widzieliśmy różne pola namiotowe, pensjonaty. Spodobało się nam jedno z tych miejsc, więc wysiedliśmy. Na polu, na które udaliśmy się, było wszystko, czego trzeba. Nieduży ruch, miejsca na namiot sporo – mogliśmy jeszcze wybrać miejsce. Dopiero po nas przyjechało tam dużo więcej ludzi. Był prysznic, toaleta, umywalki. W cenie biwakowania przysługiwał jeden prysznic na dobę. Oczywiście, można było dopłacać za każdy kolejny prysznic i brać do nawet co 5 minut. Jednak najrozsądniej było zostawić sobie ten czas na prysznic już po powrocie kąpieli w morzu. Do morza mieliśmy niedaleko. Nie potrafię ocenić tej odległości z duża precyzja, ale może był to 1 km, może półtorej. Piach był tam grubszy, żółty, ale w miarę czysty. A morze piękne, jak zawsze. Spędziliśmy tam 5 dni. Każdego dnia chodziliśmy na plażę. Późnymi wieczorami także. Z miejsca, w którym byliśmy, można było kierować się na wschód wzdłuż wybrzeża i dojść plażą aż do Wladysławowa. Tam było już więcej ludzi, panował harmider, grała muzyka, często organizowane były imprezy. Jednak to tez miało swój urok Miło było tak iść wzdłuż cichego morza i dotrzeć do miejsca, gdzie tętni życie, a potem znów wracać i oddalać się tam w cicha, ciemna noc, gdzie może wydawało się tajemnicze i takie nieznane. W Byliśmy też we Władysławowie w ciągu dnia. Mogliśmy bez bagaży spokojnie dojść tam na nogach nie tylko wzdłuż plaży, ale i wzdłuż ulicy.

A to już wiesz?  Djerba - tunezyjska oaza spokoju

W granicach całego Władysławowa znajduje się 23 km plaż. SA one rozmaite: od piaszczystych i szerokich do kamienistych i o stromych brzegach (np. Klif Jastrzębski). Jednak tam gdzie byliśmy, nie było kamieni, na szczęście. Na plaży ich nie było, ale po drodze na plażę mijaliśmy różne skałki i małe pagórki Jeżeli chodzi o samo Władysławowo, to spacer po nim może być bardzo miły. Warto przejść się ulicami Władysławowi, obejrzeć pamiątki z bursztynów i muszli. Do dzisiaj mam śliczny, bursztynowy pierścionek i kolczyki z bursztynami – to komplet. Bedąc we Władysławowie, nie można ominąć Alei Gwiazd. Po prostu się to nie uda. Powstała ona w 2000 roku dla upamiętnienia wielkich polskich sportowców na fragmencie promenady.

Teraz promenada mieści 36 mosiężnych gwiazd wmurowanych w granitowych płytach. Na nich wygrawerowane są nazwiska sławnych polskich sportowców. Swoją gwiazdę posiadają tu m.in.:Irena Szewińska, Halina Konopacka, Kazimierz Deyna, Robert Korzeniowski, Kazimierz Górski i wielu innych. Kolejną rzeczą, jaką można zobaczyć, jest Dom Rybaka – największy budynek we Władysławowie. Został zbudowany w połowie lat 50-tych, jako hotel dla rybaków. Znajduje się końcu ulicy Generała Hallera (obok wesołego miasteczka, więc przy okazji zobaczycie dwie rzeczy). Teraz jest siedzibą Urządu Miasta, jest tam również restauracja i charakterystyczna wysoka baszta z tarasem widokowym, skąd widać panoramę całego Władysławowa, przylądek Rozewie, morze, zatokę Pucką i Półwysep Helski. Jeżeli zaś chodzi o wesołe miasteczko, to proszę bardzo: jest. Ci, którzy lubią gokardy, też mają tam swoje pole do jazdy.

Ale powiem Wam, co warto zrobić, będąc nad morzem. Warto zjeść rybę. Ale nie taką gotową, ze smażalni ryb. Trzeba zrobić tak: rano, ale tak bardzo wcześnie, kiedy jeszcze jest prawie ciemno, idzie się nad morze, w miejsce, gdzie rybacy właśnie przybili do brzegu i mają mnóstwo ryb na sprzedaż. Wiec od tych rybaków, kupujemy rybi sami je przygotowujemy do smażenia.

A to już wiesz?  Bass Fishing Christmas Cards Tis The Season 2010

To była dla mnie tragedia, robiłam to przez foliowe rękawiczki, które i tak się podarły w końcu, bo ryby nie są wcale takie gładkie, jakby się mogło wydawać. A potem robimy na plaży (ale w jakimś miejscu do tego przeznaczonym) wspaniałe ognisko. Rybę łatwo jest trzymać na patyku i smażyć. Po upieczeniu jej nad ogniem jest tak dobra, i krucha, że nawet ośći nie trzeba wybierać z niej, tylko można jeść. Tak więc życzę smacznego do tej morskiej ryby. Powiem jeszcze cos na temat samej plaży, a raczej bezpieczeństwa na niej. Warto kąpać się w morzu, gdzie jest to dozwolone i gdzie czuwa ratownik. We Władysławowie, wzdłuż wybrzeża, jest naprawdę wiele takich miejsc, więc warto z nich skorzystać, i nie ryzykować kąpieli w tych niedozwolonych. Nad samym morzem wieje o wiele bardziej, niż w innych miejscach. Wiec jeżeli ma się dość wiatru, można pójść na łąki, z licznymi pagórkami i wygrzewać się tam w słońcu. Jednak najmilej jest nad samym morzem.

Myślę, ze mogę polecić taka trasę, jaką my przebyliśmy, bo bardzo dużo miejsc można zobaczyć, wiele doświadczyć nie siedzieć w jednym miejscu nie wiadomo ile. Tylko radzę uważać autostopowiczom na ta drogę krajowa z Gizycka do Mrągowa, bo naprawdę można tam utknąć. Na pozostałych drogach nie ma już takiego problemu. Nasz droga z Mazur nad Morze bardzo była udana, nie mówiąc już, o samym pobycie nad morzem. Mogę więc spokojnie polecić taką trasę każdemu, kto tylko ma ochotę tak ciekawie spędzić wolny czas.

Artykuly o tym samym temacie, podobne tematy