Dla fanatyków Słowacji dzisiaj tekst z rymowankami które nadesłała Zuzanna
Dla tych, którzy lubią aktywnie spędzać czas, mogę polecić podróż na Słowację i do Czech. Można bardzo miło spędzić czas w Polsce, mijając ciekawe miejsca i dotrzeć na granicę słowacko-czeską i znaleźć się w Czechach. Wszystko zależy od tego, ile czasu chcemy poświęcić na podróż. Nasza podróż trwała tydzień. Wszystko zaczęło się od drogi w kierunku Suchej Beskidzkiej.
Jednak wyjechaliśmy dość późno z Krakowa, zatem zdołaliśmy dotrzeć niedaleko, do jakiejś malowniczej wsi, nawet nie pamiętam nazwy. Tam jednak był problem ze znalezieniem noclegu, więc namiot rozbiliśmy na dziko, pomiędzy jakąś rzeczką a przystankiem autobusowym. Następnego dnia dotarliśmy już nad jezioro Ĺťywieckie. Namiot rozbiliśmy na polu namiotowym, obok kempingów, zupełnie daleko od samego miasteczka. Właściwie, aż po drugiej stronie jeziora. Wokół całego Jeziora znajdują się kempingi, pola namiotowe, kawiarenki.
Można wypożyczać rowery wodne, kajaki, żaglówki.
Można też kąpać się jeziorze.
Jest ono bardzo czyste.
W jeziorze można też łowić ryby.
Są tam okonie, ukleje, płocie.
Jeżeli ktoś nie ma karty wędkarskiej, może łowić ryby ma sztucznie zarybionym stawie i płacić za każdą godzinę tej atrakcji a później jeszcze za złowione ryby. Nawet amatorzy takiego wędkarstwa znajda się, chociaż ja wolałabym mieć już kartę wędkarską i łowić okonie w jeziorze. Warto wybrać się do samego miasta. Lezy ono w Kotlinie Ĺťywieckiej u zbiegu rzeki Soły i potoku Koszarawa, nad Jeziorem Ĺťywieckim, na wysokości 345-350 m n.p.m.
Najwyższe szczyty górskie są widoczne z okolic miasta, np. pobliski Grójec, Pilsko, Babia Góra, Lipowska, czy Wielka Rącza. Dodam jeszcze, ze Ĺťywiec jest położony przy trasie nr 69 ze Zwardonia do Bielska-Białej, w województwie śląskim. Na pewno w całej Polsce i nie tylko w Polsce, Ĺťywiec kojarzy się z piwem. Jednak Ĺťywiec, to nie tylko browary. To naprawdę ładne i ciekawe miasteczko. My wybraliśmy się w jego stronę na nogach. Jednak po drodze złapaliśmy stopa – droga i tak przez cały czas jest w pobliżu jeziora, i ciągnie się wzdłuż aż do miasta.
My z odległego końca jeziora mieliśmy naprawdę daleko. Historia miasta żywiec ma już ponad 700 lat. Jest tam ładny rynek z ratuszem, stary zamek – najstarsza zabytkowa budowla świecka w miasteczku. Pochodzi z I połowy XV wieku. Można pochodzić po parku zamkowym, zobaczyć domek chiński. Jest to budynek niezbyt wysoki i robiony na wzór chińskich budowli. W mieście jest kilka ciekawych kościołów Jednym z nich jest kościół p.w. Marka. Zbudowany został w roku 1591, jako wotum przebłagalne dla odwrócenia szerzącej się w Ĺťywcu zarazy. W mieście jest wiele knajpek, barów, restauracji. Najwięcej jest ich przy rynku. Wstąpiliśmy do jednej z nich, jednak nie na rybę, ale na barszcz z jajkami, który smakował bardzo dobrze.
Mimo, że niedaleko jest jezioro, ryby w Ĺťywcu mają podobne ceny do cen ryb w całym kraju. Jeżeli ktoś zechce wysłać znajomym kartkę z Ĺťywca, to pobyt w miasteczko jest dobrym momentem. Kiedy już się dojedzie lub dojdzie z powrotem nad jezioro, do miejsca biwakowania, już nie chce się człowiekowi po raz drugi kierować do miasteczka, pomimo jego uroku. Jednak nie ma to jak pobyt nad jeziorem, gdzie jest spokojnie i cicho. Jedynie sąsiedzi mogą nam przeszkadzać. My akurat byliśmy na polu biwakowym przy kempingu sami. Może była to taka dobra pora, a może dobre pole wybraliśmy, naprawdę daleko od samego miasta. Oczywiście, byli ludzie, którzy kapali się w jeziorze i mieszkali na kempingu – jednak oni nocowali w domkach. Tam, gdzie mieliśmy rozbity namiot, były domki do wynajęcia. Tam również można było korzystać z łazienki i toalety.
Zejście nad jezioro mieliśmy na wprost namiotu, idąc kawałek w dół, lub po lewej stronie. W miejscu, w którym byliśmy, brzeg był kamienisty, i od lewej strony nie wchodziliśmy w ogóle do wody – nie bardzo się dało. Dopiero od strony frontu, bliżej namiotu, gdzie na brzegu nie było wielkich kamieni, ale piach i drobne kamyczki – można było łatwo wchodzić i kąpać się. Jak już wspomniałam, woda w jeziorze była niesamowicie czysta. Już dla tej wody mogłabym tam wrócić. Chociaż zbyt ciepła to ona nie była. Jeziorem spędziliśmy dwie doby. Kolejnego dnia wyruszyliśmy dalej, w kierunku Słowacji. Pojechaliśmy pociągiem w stronę granicy, szliśmy górskim szlakiem aż dotarliśmy do granicy. Po stronie Słowackiej wymieniliśmy od razu złotówki na korony słowackie i poszliśmy dalej pieszo, ponieważ nie jechał żaden autobus. Dopiero za jakiś czas zatrzymaliśmy się na przystanku i pojechaliśmy dalej autobusem. Wysiedliśmy na przystanku gdzie drogi rozwidlały się i jedna biegła do granicy z Czechami a druga wgląd Słowacji. Autobus jechał w stronę Słowackiego Raju – to bardzo piekne miejsce, ale wtedy o tym nie wiedzieliśmy jeszcze. Dopiero po powrocie dowiedziałam się, jakie to przyjemne miejsce, zielone, dobre do wędrówek pieszych. Poszliśmy więc w kierunku granicy Czeskiej. Szliśmy bardzo długo, nie jechały tamtędy żadne autobusy, mało samochodów – to było chyba rzadko uczęszczane miejsce graniczne. Szliśmy większa część dnia i zaczęło się już ściemniać, kiedy weszliśmy na teren Czech. Dopiero tam znaleźliśmy jakąś stację i pojechaliśmy kawałek pociągiem. Znaleźliśmy kemping w pobliżu Bocanovic. W dodatku zaczął padać deszcz a my musieliśmy w jego strugach rozkładać namiot. Następny dzień jednak wynagrodził nam wszystko.
Okazało się, że w pobliżu jest górski szlak. Nie były to, co prawda, wysokie góry jednak bardzo miłe górki, zielone, pośród lasów, gdzie było kilka szlaków turystycznych. Wybraliśmy się więc na spacer. Pogoda była piękna. Po południu zaopatrzyliśmy się w jedzenie. Wieczorem piekliśmy na ognisku kiełbasę i było bardzo miło.
Próbowałam tez czeskiego piwa.
Warto spróbować tego napoju, kiedy się już jest w krainie piwoszy. To był chyba złoty bażant.
Z tym ogniskiem, to było tak, ze dosiedliśmy się z kiełbasą do pewnego małżeństwa ze Słowacji. Zaczęliśmy ją piec na ognisku, jednak oni pokazali nam, jak powinna być prawidłowo nacięta kiełbasa, żeby dobrze się upiekła. Do tej pory nacinam kiełbasę według ich wskazówek, choćbym smażyła ją jedynie w domu na patelni. Na Kempingu w Bocanovicach spędziliśmy dwa dni. Powiem jeszcze, ze Bocanovice to miejscowość rolnicza u stóp KozubovĂŠ z zabudową rozproszoną po przedgórzu Beskidu Morawsko-Śląskiego. Nazwa wsi wywodzi się prawdopodobnie od gnieżdżących tam bocianów. Skąd tam taka nazwa spolszczona? Ludzie mieszkający tam posługują się dialektem. Bocian po czesku to wcale nie bocian, tylko ÄĂĄp. To z dialektu polskiego wywodzi się owa nazwa mająca związek z bocianami. Dalej pojechaliśmy pociągiem już do Czeskiego Cieszyna.
Czeski Cieszyn powstał i rozwinął się jako przedmieście Cieszyna. Jest miastem młodym, a jego historyczne centrum pozostało po polskiej stronie. Urbanistycznie obie części: Czeski Cieszyn i Polski Cieszyn tworzą spójną całość, ponieważ leżą niemal równolegle wzdłuż brzegów Olzy. W Czeskim Cieszycie warto pójść do sklepu i kupić różne rzeczy, które już w Polskim Cieszynie maja zupełnie inną cenę. Tańsze są tam słodycze, alkohol. Być może coś jeszcze, jednak te dwie rzeczy najbardziej rzucają się w oczy i mają nieporównywalnie niższą cenę w Czechach. Po zakupach przeszliśmy na polską część – na granicy nie stoi się zbyt długo, zwłaszcza, gdy jest się pieszo.
Nawet nikt nie sprawdzał nam plecaka, choć nic w nim nie mieliśmy, czego nie można byłoby przenosić z kraju do kraju. Byliśmy w pełni turystami, już zupełnie u męczonymi po takiej podróży, ale szczęśliwymi i bogatymi w nowe doświadczenia. Czasami warto się zastanowić, czy jechać gdzieś samochodem, stopem, pociągiem, autobusem czy może pieszo. Jadąc własnym samochodem zawsze można zabrać ze sobą więcej rzeczy, nie zmoknąć, kiedy pada deszcz, nie martwic się, co zrobimy, kiedy nie znajdziemy kempingu, czy nie zdążymy do pociągu i czy w ogóle tędy pociąg jedzie.
Jednak jadąc w nieznane z plecakiem i dobrym towarzyszem podróży, bez samochodu, bez zbędnych rzeczy – można naprawdę wiele doświadczyć i wiele się nauczyć, nie mówiąc już o tym, ze człowiek sprawdza sam siebie w każdej nowej sytuacji.
Ja polecam taką podróż osobom, które nie boją się nowego i które nie maja kłopotów ze zdrowiem, czasami piesza wędrówka z plecakiem bywa naprawdę męcząca. Na pewno nie powinno się w taką podróż zabierać z małym dzieckiem. Wtedy już najlepiej pojechać samochodem, albo pociągiem – tez dobry sposób podróży.